[chrzescijanie] Fwd: Uzdrawianie sierocego ducha_02

Piotr Zaremba zaremba w poznajpana.org
Nie, 16 Lip 2006, 20:25:30 CEST


Wersja wygodniejsza do czytania:

http://www.poznajpana.org/articlebody.asp?id=979



Wood Ron


Mężczyźni, których wybrał Jezus nie byli religijni.

Nie byli to kaznodzieje, kapłani czy seminarzyści. Zwykli ludzie
pochwyceni przez niezwykłe powołanie Chrystusa. Stali się fundamentem Jego
nowej kultury królestwa na ziemi. Nic się nie zmieniło, nieprawdaż? Gdy
dorastałem, mój tato wierzył w Boga, lecz nie chciał mieć nic do czynienia
z kościołem, uważał, że kościół jest dla głupich niewiast i słabych
mężczyzn. Mój ojciec był mężczyzną wśród mężczyzn; nie stroił swojej
swojej komody w koronki. Pomimo całej jego niechęci do kościoła,
ostatecznie doszedł do porozumienia z Panem Jezusem i został cudownie
zbawiony.

Gdy byłem pastorem kościoła baptystycznego na Florydzie, pewien mężczyzna
ze zgromadzenia zaprosił mnie na wspólne polowanie i łowienie ryb. Nigdy
nie ustrzeliłem nawet królika, lecz przeżyłem wspaniałą przygodę wśród
pustynnych drzew i bagien, które były mi dobrze znane, ponieważ dorastałem
w takim środowisku jako chłopiec. Wędkowaliśmy w Suwannee River i
złapaliśmy setki bluegill (b. popularne drobne ryby, średnio wagi ok. 0.3
kg – przyp.tłum.). Na wielkich ulicach Dallas stałem się mieszczuchem i
potrzebne mi było przeorientowanie na drogi pustyni. Delton cierpliwie
znosił, gdy ponownie zapoznawałem się z drogami wśród drzew i nie
naśmiewał się ze mnie, ale też wiedział dobrze o tym, że nowicjusz z
bronią może być niebezpieczny.

Bardzo kochał swoją żonę Enę, która była bardzo oddaną Panu i kościołowi,
a Delton jej. Wiernie siadał obok niej co niedzielę, lecz nigdy głośno nie
wyrażał się w sprawach dotyczących Boga. Lubił piwo i palił papierosy,
lecz nigdy nie oszukał swojej żony, ani też nigdy nie słyszałem, aby
wzywał imienia Pańskiego na próżno.

Zabrał mnie na polowanie pewnego sobotniego poranka do miejsc, które znał
z tego że będzie tam dobra okazja do zabijania. "Zabierz swoje buty" -
powiedział. Zastanawiałem się, o co mu chodziło? O 5.00 rano otworzyłem
drzwi samochodu i stanąłem na w zimnej wodzie głębokiej na 30cm,s świecąc
wokół latarką. Musieliśmy się przedostać przez zwalone cyprysy, słone wody
i ciemności wśród drzew. "Uważaj na mokasyny i aligatory" – rzucił Delton.
Po przejściu około 4 km wśród drzew powiedział: "To twoje drzewo. Ja będę
jakieś 1,5 kilometra stąd". Zniknął w gęstwinie pozostawiając mi
wydrapanie się z bronią na drzewo i oczekiwania na wschód słońca z
nadzieją na jakąś zwierzynę łowną. Przygotowałem sobie stanowisko z drzewa
o dwóch paniach, aby móc wspiąć się po miękkiej korze palmy. Gdy to już
zrobiłem, strzelba wyślizgnęła mi się z dłoni i spadła na dół na miękką,
wilgotną ziemię. Stała tam wbita w ziemię jak oznaczenie grobu na polu
bitwy. Do pełnego obrazu brakowało tylko kombatanckiego hełmu. Oczyściłem
ją z ziemi, zauważyłem, że zatkała się błotem; wiedziałem, że próba
strzelania teraz byłaby samobójstwem. Ułamałem kawałek gałęzi, zaostrzyłem
i próbowałem odetkać lufę. Bez powodzenia... teraz wewnątrz tkwił złamany
patyk. Stałem tam zastanawiając się, co robić. Ostatecznie zdecydowałem
wrócić do samochodu i wziąć moją śrutówkę, ale klucze miał Delton. Więc
poszedłem, zagubiony jak ptak w śnieżycy, usiłując znaleźć mojego
partnera. Kiedy byłem już bliski rezygnacji, usłyszałem głos dobiegający z
góry: "Potrzebujesz czegoś?" Spojrzałem w górę i zobaczyłem Deltona.
"Potrzebne mi są kluczyki do samochód, później powiem ci dlaczego". Bez
słowa rzucił mi kluczyki i wskazał: "Jeśli pójdziesz tędy, trafisz na
tory. Stamtąd na prawo w rogu zobaczysz samochód". Skierowałem się w
poszukiwaniu starego torowiska, o którym wspominał. Po chwili zobaczyłem
go, lecz było zalane wzdłuż wzdłuż drogi. W poprzek leżał przewrócony pień
drzewa i myślałem, że sobie poradzę. Idąc po mokrym pniu, poślizgnąłem się
i wylądowałem w głębokiej, lodowatej wodzie. Zdeterminowany, wyruszyłem
wzdłuż torowiska w stronę samochodu, końcu wyciągnąłem swoją broń i ponuro
szedłem dalej. Wchodząc między drzewa cudem znalazłem nasz poprzedni szlak
i w kilka minut dotarłem z powrotem do bazy, gdzie czekała moja strzelba i
sprzęt. Jak się tu teraz bezpiecznie dostać ze śrutówką na drzewo? Wpadłem
na pomysł. Przywiązałem do niej sznur i pozostawiłem ja na ziemi, sam zaś
wpełzłem na górę, na moje stanowisko na drzewie, jakieś 3 metry nad
ziemią. Ustawiłem mocniej stopy, odwróciłem się i usiadłem, wyciągnąłem
śrutówkę i ułożyłem ją na kolanach. No, wreszcie byłem przygotowany.
Zrelaksowałem się, rozejrzałem wokoło i zobaczyłem przełamujące się
światło świtania. Liście spływały z wysokich drzew na dół w zacienionym
lesie. Czuło się atmosferę sanktuarium, było tak cicho, nieskazitelnie,
panował taki pokój. Spojrzałem w dół na kolana i zobaczyłem, że moja
śrutówka ciągle jest zabezpieczona. Zastanawiałem się jak głośne jest to
kliknięcie, jeśli ją odbezpieczę? Lepiej zrobić to chyba teraz, zanim
jakaś zwierzyna będzie mogła to usłyszeć. Odbezpieczyłem. BUUUMM!! Rozległ
się głośny wybuch i odrzut wyrzucił strzelbę około dwóch metrów w
poziomie, po czym spadła 3 metry na dół, lądując swobodnie na ziemi
odbezpieczona z sznurem ciągle zaczepionym o ochronę spustu, skąd
zapomniałem ją odwiązać. Byłem zszokowany, przerażony, zmieszany i
natychmiast wściekły jak diabli. Gdybym był choć odrobinę dobry w
tłumieniu złości, zrobiłbym to. Wiedziałem, że popsułem polowanie Deltona
i swoje. Jedyna zwierzyna łowna, jaką moglibyśmy spotkać tego ranka,
musiałaby być całkowicie głucha.

Dokładnie w takiej chwili ostatecznego upokorzenia i niewygody, Bóg
powiedział do mnie wyraźnie: "Wściekałeś się nieco ostatni, prawda?"
Natychmiast zmiękłem pod Jego napomnieniem. Odpowiedziałem: "Tak jest,
Panie, ... tak było". To było wszystko, co powiedział na ten temat, lecz
już sam fakt, że to obserwował, wystarczył, aby pokutować. I wtedy, jakbym
widział Jego twarz zwróconą w stronę, gdzie był Delton, Pan zapytał mnie:
"Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak niewygodnie czujesz się w tym
łowieckim środowisku? Delton równie niewygodnie czuje się w twoim
kościelnym środowisku". Siedziałem tam, zdumiony i natychmiast pojąłem.
Zdałem sobie sprawę z tego, że na tych drzewach jest pełno mężczyzn,
którzy kochają Boga, lecz nie czują się wygodnie w sfeminizowanym
kościele, jaki im oferujemy. Być może to nasze religijne tradycje muszą
zostać tak przystosowane, aby mężczyźni mogli się dopasować i iść za
męskim Zbawicielem. Jeśli taka jest prawda, to musimy zapytać samych
siebie: Czy jest coś w naszych religijnych strukturach zachęcającego
mężczyzn do przemiany? Jakiego rodzaju aktywność marnuje nasz czas i
energię?


------[ Twoja prywatnosc ]---------------------------------
Wypisanie się z tej gazetki:
http://sub.4free.pl/u/?s=38840&u=257060&i=2513068




__________ NOD32 Informacje 1.1420 (20060227) __________

Wiadomosc zostala sprawdzona przez System Antywirusowy NOD32
http://www.nod32.com lub http://www.nod32.pl



-- 
_______________________________________________
Moje strony to: www.poznajpana.org




Więcej informacji o liście dyskusyjnej Wspolnota